wtorek, 1 września 2015

Rozdział 2.



Ron powlókł się po długim korytarzu, w którym okropnie śmierdziało stęchlizną. Wydawało mu się, że przyzwyczaił do tego, jednak tym razem poczuł jak wszystko cofa mu się do gardła. Zaczął powoli wspinać się po schodach. Czuł jakby cała energia została mu zabrana. Może w pobliżu są dementorzy?
Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo szkoła jest duża i poczuł się taki totalnie mały. Trochę mu zajęło zanim znalazł się w łazience. Przemierzał powoli korytarze Hogwartu. Gdyby chociaż trochę uważał na lekcji, wiedziałby, że nad nim są sklepienia żebrowe. Pewnie Hermiona mu to powtarzała, ale jej nie słuchał. Ona zawsze wszystko wiedziała. Trzeba przyznać, że była bardzo mądra. Wow, te korytarze były serio szerokie. Gdy było tu tak wielu uczniów nigdy o tym nie pomyślał. Właściwie nigdy nie zastanawiał się nad wyglądem jego szkoły. Wreszcie wszedł do łazienki. Duże, przestronne pomieszczenie z kilkoma kabinami. Drzwi do nich były podrapane. Spojrzał w brudne lustro, które było zawieszone na szarych, poplamionych ścianach. Był wysoki i bardzo chudy. Szaty wisiały na nim. Miał stanowczo za długi, w jego odczuciu, nos, który pokrywały piegi. Ułożył ręce na policzkach. One również były jakieś wielkie. Niebieskie oczy przez dłuższą chwilę przyglądały się swojemu odbiciu w brudnym lustrze. Odkręcił kran i ochlapał twarz zimną wodą.
Ech, no cóż. Nigdy nie znajdzie dziewczyny. Bo która by go chciała? Na pewno nie Hermiona. Co?! Co on właśnie pomyślał? To przecież tylko głupie domysły Malfoya. Nie spojrzał więcej w lustro. Nawet nie przyznał się przed sobą, że zaczął się czerwienić. Przypomniało mu się wreszcie po co tu przyszedł. Może to odciągnie jakoś jego uwagę od głupot tego idioty.
Zaczął się zastanawiać co będzie na kolację, bo przecież to całkiem niezła myśl do zastanowienia. Właściwie zrobił się głodny. Podrapał się po głowie. Miał nadzieję, że będzie dużo kurczaka. I jakiś pyszny deser. Może na niebie w Wielkiej Sali będzie burza? To by było totalnie super! Był głodny, dlatego pomyślał przez chwilę o Hermionie. Głód robi z Ciebie innego człowieka… a na pewno z Rona. Problem z tym, że on był zazwyczaj głodny. Powinien pójść do kuchni, może skrzaty by coś dla niego przygotowały- rozmarzył się.
Jak zazwyczaj zapomniał umyć ręce i wrócił na lekcje, gdzie Snape skomentował jego długą nieobecność. W dodatku mieli kroić martwe tarantule i wrzucać ich nóżki go kociołka. Nie wystarczyło, że w lochach śmierdziało, ławki przeraźliwie skrzypiały, a ściany były w jakimś ciemnym, obrzydliwym kolorze. O nie! Musieli jeszcze kroić….
-P…. pa..pa… pająki?- ogarnął go paraliżujący strach. Był pewien, że nie jest w stanie poruszyć żadną częścią ciała. Poczuł jak wszystkie myśli wyparowują z jego głowy i zastępuje je obraz tego wstrętnego, kosmatego pająka. Poczuł jak sama twarz mu się wykrzywia. Nie był w stanie wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Przeszedł go bardzo nieprzyjemny dreszcz.
-Masz z tym jakiś problem Weasley?- zapytał Snape.
-N… n.. nie, panie profesorze- wyjąkał Ron resztką sił. Nadal nie był się w stanie się poruszyć.
Ślizgoni zachichotali.
Na szczęście Harry pokroił wszystko za Rona, który sparaliżowany stał i wpatrywał się w to wszystko z wymalowany przerażeniem na twarzy. Gdyby nie on, Snape za pewne znalazłby milion powodów, aby wstawić im ujemne punkty. Jednak obydwoje przez resztę lekcji byli cicho, nie dawali więc pretekstu nauczycielowi, żeby ich ukarał.
Wreszcie eliksiry się skończyły. Totalny koszmar. Harry wyprowadził Rona, który wciąż wpatrywał się z przerażeniem w resztki pająków. Dwie ostatnie godziny eliksirów w piątek to totalne nieporozumienie. W dodatku ze Ślizgonami… i bez Hermiony.
Poszli zanieść torby do dormitorium, a potem zeszli na kolacje. Nigdzie ani śladu Hermiony. Zaszli jeszcze do biblioteki. Przecież ona nie opuszcza lekcji. W tym roku będą zdawać SUMy, więc Hermiona totalnie zwariowała. Ciągle siedziała w bibliotece. W dodatku zaczęła się o wszystko obrażać. Przynajmniej o wszystko obrażać na Rona.
Jaka ulga, gdy zobaczyli ją przy stole na kolacji. Siedziała przy Ginny, ale nie rozmawiały dużo. Bardzo to zdziwiło ich, ponieważ zwykle wesoło paplały.
-Hermiono, wszysko okej?- zapytał Harry.